Niedawno obchodzony Międzynarodowy Dzień Jogi pobudził mnie do refleksji nad tym, co zawdzięczam jodze, oprócz tylu cudownych ludzi wokół Uzbierało się tego wiele.
Patrząc na siebie sprzed kilkunastu lat, mam przed sobą zupełnie inną osobę…
- Na pewno znam siebie lepiej i lepiej rozumiem.
Bo moje ciało przemówiło do mnie językiem wrażeń aż nauczyłam się ich słuchać i je rozumieć. Z czasem to rozumienie siebie zaczęło obejmować głębsze warstwy niezwiązane z ciałem. Bo doświadczenie jogi jest głębsze niż rozciąganie ścięgien podkolanowych
- Nie oceniam już siebie tak surowo i nie stawiam przed sobą wysokich poprzeczek, by przekonać się po raz kolejny, że dam radę
Już nie muszę. Lepiej mi się żyje i głębiej oddycha.
- Akceptacja siebie pojawiła się po prostu a wraz z nią większy dystans do świata. Moja nieśmiałość, nie wiadomo kiedy się rozpuściła. Nie muszę już być twarda i nie wstydzę się wzruszać do łez. Jestem świadoma swoich słabych stron i tego, co mi we mnie uwiera. I to też akceptuję.
Właściwie nie dążę do niczego specjalnego, bo życie każdego dnia się po prostu dla mnie wydarza. W swojej najlepszej wersji
Czy to jedynie joga? Ma wielki wpływ.
Ale wszystko jest ze sobą połączone.
To próba świadomego życia skupionego na bieżącej chwili. Tak próbuję żyć.